Zień. To nazwisko mówi samo za siebie. Spina jedną klamrą świat mody odzieżowej i wnętrzarskiej. W obu przestrzeniach eksponuje pierwiastki uniwersalnej elegancji i wyrafinowanej prostoty. A Maciej Zień? To projektant, który kreuje piękną i funkcjonalną rzeczywistość. W rozmowie opowiedział nam o luksusie, kobietach, wnętrzach i nie tylko.
Wnętrze i Ogród: Jak zaczęła się Pana historia z projektowaniem? Kiedy uświadomił sobie Pan, że chce zostać projektantem?
Maciej Zień: Pasja do mody i projektowania narodziła się we mnie we wczesnym dzieciństwie. Dostałem płytę gramofonową z bajką „Ośla skórka”. Na jej okładce była królewna w przepięknej sukni. Obrazek spodobał mi się do tego stopnia, że próbowałem sam narysować taką sukienkę. Później zaczęły powstawać wariacje na jej temat i zupełnie nowe rysunki. W pewnym momencie pomysły z papieru zacząłem przenosić na skrawki tkanin – najpierw ubierałem pluszowego misia, następnie lalkę kupioną w Pewexie. Już wtedy wiedziałem, co chcę robić w życiu.
WiO: A pamięta Pan swój pierwszy prawdziwy projekt? Jaki był? Co Pan czuł po jego skończeniu?
MZ: Zaczęło się od wieczorowych sukienek. Pierwsza kolekcja powstała na potrzeby konkursu dla młodych talentów w Lublinie, moim rodzinnym mieście. Wówczas byłem szalenie dumny ze swoich projektów, były dosyć odważne jak na ucznia liceum. Moją największą inspiracją był wówczas Jean Paul Gaultier. Do dzisiaj z sentymentem wspominam tę kolekcję, chociaż moja twórczość ewoluowała w zupełnie innym kierunku.
WiO: Zatem, gdzie obecnie Pan szuka inspiracji? Które trendy wzornicze przyciągają Pana uwagę w sposób szczególny?
MZ: Inspiracją najczęściej są dla mnie podróże. Niewyczerpanym źródłem pomysłów jest Paryż, moje ukochane miasto. Wszystko przychodzi do mnie naturalnie, wystarczy obcowanie z architekturą i sztuką, które fantastycznie przekładają się na modę i wzornictwo. Nie ignoruję trendów, ale raczej staram się ufać własnym odczuciom, bazować na własnych doświadczeniach. Bardzo ważna jest też praca z klientami, których potrzeby inspirują do poszukiwania nowych rozwiązań i interpretowania ponadczasowej klasyki w innowacyjny sposób.
WiO: Powiedział Pan, że bardzo ważny jest dialog z klientami, a jak wygląda Pana proces twórczy, gdy już siedzi Pan przed kartką papieru? Pomysły rodzą się spontanicznie, czy są efektem długich przemyśleń?
MZ: Różnie bywa. Czasami następuje chwila natchnienia, niespodziewany impuls, który pozwala na zaprojektowanie całej kolekcji czy wnętrza w mgnieniu oka. Wiem czego chcę, więc zazwyczaj pracuję szybko. Zdarza się jednak, że proces twórczy się wydłuża, wymaga dokładnego przemyślenia. Każda z metod ma swoje zalety i wady. Najważniejsze, że obie prowadzą do satysfakcjonującego zamknięcia projektu.
WiO: W pierwszej kolejności Pana nazwisko kojarzy się ze światem mody odzieżowej, czy ma on wiele wspólnego ze światem wnętrzarskim? Czy może traktuje Pan te dwie strefy tworzenia zupełnie odrębnie?
MZ: To są komplementarne światy, prowadzą ze sobą nieustanny dialog. Gdzieś na końcu przyświeca im jeden cel – kreowanie pięknej i funkcjonalnej rzeczywistości. Ze względów czysto praktycznych wyznaczyłem sobie wyraźną granicę pomiędzy projektowaniem ubioru, a projektowaniem wnętrz. Prowadzenie dwóch tak różnych firm to ogromne wyzwanie, które wymaga samodyscypliny.
WiO: Czym różni się projektowanie elementów wyposażenia wnętrz od kreowania kolekcji strojów?
MZ: Moda jest dynamiczna, bardziej podatna na bodźce zewnętrzne. Dzięki temu pozwala na większą swobodę przy wdrażaniu innowacyjnych pomysłów. Projektowanie wnętrz wydaje się być bardziej statyczne, poukładane. W przypadku wyposażenia większą wagę przykłada się do funkcjonalności i jakości finalnego produktu, niż do oryginalnego designu. Wbrew pozorom wcale nie ułatwia to pracy projektantowi, który o swoim pomyśle musi myśleć globalnie.
WiO: Czy wnętrza są równie wdzięcznymi „klientkami”, co kobiety?
MZ: Ubranie wnętrza wymaga znacznie większego nakładu pracy, czasu poświęconego na realizację pomysłu. Kontroluję każdy z etapów jego powstawania, dbam o najdrobniejsze detale. Zakończenie tak dużego dzieła daje ogromną radość. Chociaż prościej ubrać kobietę, chyba większą satysfakcję sprawia mi jednak oglądanie klientek w kreacjach mojego projektu. Najprzyjemniejszy jest moment, w którym sukienka zaczyna żyć własnym życiem. Słowa wdzięczności czy zdjęcia z podziękowaniami to skarb, dla którego warto być projektantem.
WiO: W ciągu kilkunastu lat udało się Panu stworzyć luksusową markę, która kojarzy się z elegancją i perfekcyjnym wykonaniem. A na co Pana zadaniem należy zwrócić uwagę, urządzając wnętrza, żeby wydobyć w nich pierwiastki elegancji?
MZ: Projektując wnętrza, staram się bazować na klasycznych formach, które uzupełniam przemyślanym wykończeniem. Chociaż urządzam wnętrza z dbałością o detale, unikam zbędnych ozdobników. Do swoich projektów staram się przemycić klimat paryskiej kamienicy, co dodaje wnętrzu szyku. Pracuję na wyselekcjonowanej palecie barw, która nie tylko prezentuje się niezwykle elegancko, ale wprowadza do wnętrza prawdziwie domowe ciepło. Staram się, żeby moi klienci nie czuli się w swoich mieszkaniach jak w pomieszczeniach z katalogu, tylko w naturalny sposób zaaklimatyzowali się we wnętrzu z klasą.
WiO: Do jakich wnętrz przede wszystkim adresuje Pan swoje realizacje?
MZ: Jestem fanem kamienic, lubię wnętrza z duszą. Niezwykle ważna jest dla mnie przestrzeń, dlatego zawsze polecam mieszkania z wysokim sufitem. Chociaż projektowaniem wnętrz zajmuję się od stosunkowo niedawna, na swoim koncie mam również inne realizacje. Poza wnętrzami zabytkowych budynków, zaprojektowałem też wspólne przestrzenie nowoczesnego apartamentowca, niedługo zostaną oddane pokazowe lofty mojego projektu w kompleksie Qbik. Z tych ostatnich jestem szczególnie dumny! Filozofię Zień Home można przenieść do każdego wnętrza.
WiO: Jaki cel narzucił Pan sobie, projektując linię Zień Home?
MZ: Chciałem zaprojektować linię ponadczasową i uniwersalną. Jednocześnie zależało mi na tworzeniu rozpoznawalnego stylu, również we wzornictwie. Do współpracy nad linią mebli zaprosiłem Tomka Rygalika, który zaprojektował dla mnie specjalną kolekcję Diament. Jest ona uzupełnieniem stworzonej przeze mnie regularnej kolekcji Zień Home. Myślę, że wspólnymi siłami stworzyliśmy absolutnie unikalną całość. Linię wpasowującą się w klasyczny kanon wzornictwa, równocześnie odważnie czerpiącą z nowoczesnego designu.
WiO: Jak powstał pomysł na atelier w centrum Warszawy?
MZ: Już w liceum po raz pierwszy spotkałem się z kamienicą Rodryga Mroczkowskiego przy ul. Mokotowskiej. Od zawsze był to najpiękniejszy budynek w okolicy, więc stał się moim modelem na zajęciach plastycznych w plenerze. Już wtedy obiecałem sobie, że kiedyś otworzę tu butik. Czekałem kilkanaście lat, marzenie do mnie wróciło i stało się możliwe do zrealizowania. Dziś na parterze tej kamienicy funkcjonuje butik z modą, zaś na piętrze znajduje się pierwszy pokazowy apartament Zień Home.
WiO: Do kogo jest adresowane to miejsce?
MZ: Odwiedzają mnie zarówno klienci, jak i osoby zainteresowane modą i designem. Taki właśnie był zamysł! Świetna lokalizacja sprawia, że pojawiają się także dyplomaci i turyści. Nowe miejsce zdecydowanie poszerzyło krąg odbiorców moich projektów i spotkało się z bardzo ciepłym przyjęciem stałych klientek.
WiO: Czy można tam Pana spotkać?
MZ: Oczywiście. Można się również umówić na spotkanie i zamówić indywidualny projekt.
WiO: Planuje Pan otworzenie kolejnych butików w innych miastach?
MZ: Jest to naturalna kolej rzeczy. Muszę myśleć o klientkach, które często dojeżdżają do mnie z całej Polski. Kolejne lokalizacje to kwestia czasu. Mam nadzieję otworzyć butiki również za granicą.
WiO: Podobno cały czas Pan pracuje, a czy zdarza się Panu „nic nie robić”?
MZ: Mamy akurat okres wakacyjny, więc zamierzam wziąć kilka dni wolnego na aktywny wypoczynek. Kiedy praca jest pasją i sprawia radość, odpoczynek nie jest potrzebny. Nie zdarza mi się marnować czasu i nic nie robić, życie jest za krótkie!
WiO: Na koniec proszę nam zdradzić, jak wygląda pozornie zwyczajny dzień w życiu projektanta?
MZ: Zwyczajny dzień projektanta nie ma określonego schematu. Na pewno jest bardzo intensywny. Muszę rozsądnie dysponować czasem, poświęcać go zarówno na pracę twórczą, jak i spotkania biznesowe. Nie zapominam również o moich klientkach, które chętnie odwiedzają mnie w pracowni. Kontakt z nimi jest dla mnie niezwykle ważny, inspirują mnie do dalszej pracy. Lubię to, co robię. Dzięki temu na koniec nawet najbardziej męczącego dnia, nie schodzi mi z twarzy uśmiech.
WiO: Dziękuję za rozmowę!
Rozmawiała: Dominika Baliga
Zdjęcia: ZOOM/Materiały prasowe ZIEŃ