Etymologia słowa vintage ma niewiele wspólnego ze współczesnym „światem wnętrzarskim”. Vintage wywodzi się z terminologii winiarskiej i oznacza tyle, co dobry rocznik wina. Skąd, więc to dziwaczne powiązanie wina ze stylem w urządzaniu wnętrz? Czy możemy powiedzieć o wnętrzach to samo, co o winie, czyli – „im starsze, tym lepsze”? Tak, z pewnością! Udowodniła nam to Maja, zdobywczyni III miejsca w organizowanym przez Wydawnictwo DOBRY DOM konkursie FOTOwnętrzarskim (w kategorii „Twoje wnętrze”). W swoich czterech ścianach w niebanalny sposób odtworzyła, to co najlepsze dla lat 50-, 60- i 70-tych, czyli czystą esencję stylu retro. W dniu sesji zdjęciowej jak zaklęta zwiedzałam poszczególne, wręcz magiczne zakamarki mieszkania Mai, poznając historię każdego najdrobniejszego przedmiotu, który miał zaszczyt się tam znaleźć.
Metamorfozę czas zacząć!
Maja i Bartek to rodzice 3,5 letniego Julka, natomiast Tekla i Kika to dwa koty, które zajmują bardzo ważne miejsce w rodzinnej hierarchii. Do niedawna zamieszkiwali (wtedy jeszcze w okrojonym składzie) na warszawskim Starym Mokotowie. Jednak perspektywa pojawienia się na świecie małego Julka zmusiła ich do zamiany swojego dotychczasowego lokum na „coś większego”. Od zawsze marzyli o dużym poddaszu, w którym mogliby prowadzić spokojne, rodzinne życie. Pewnego dnia Maja znalazła ogłoszenie informujące o sprzedaży poddasza na jednej z przyjaznych, warszawskich dzielnic i pomimo 8-go miesiąca ciąży oraz -20 stopniowego mrozu na zewnątrz wybrała się z Bartkiem na wstępne zwiedzanie. Mieszkanie podobno wyglądało jak taka współczesna „szuflandia”. Szafki i szafeczki były wszędzie: na podłodze, na ścianach, a nawet i na sufitach. Wydawało się to bardzo praktyczne, ale zupełnie nie w stylu tej zwariowanej dwójki. Pomimo tych ascetycznych i zimnych kształtów, Maja i Bartek po 5-ciu minutach powiedzieli wielkie: TAK. „To była miłość od pierwszego wejrzenia” – z wielkim uśmiechem i sentymentem na twarzy powiedziała podczas wywiadu Maja. Obydwoje od razu wiedzieli, że jest to miejsce, w którym z małym Julkiem chcą tworzyć swoją przyszłość. W dwa miesiące od pierwszego rekonesansu, 116 ukochanych metrów kwadratowych zostało wpisane do ksiąg wieczystych pod nazwą „od dziś należę do Mai i Bartka”.
Wielka destrukcja, a potem…
To nie był zwykły remont. To było usunięcie wszystkiego co do tej pory znajdowało się na poddaszu. Pozostawiono jedynie podłogę, która i tak będzie wymieniona przy okazji kolejnego remontu, na jasne drewniane deski. Zamknięty w sobie „świat szuflad i pawlaczy” w jednej chwili stał się otwartą, jasną przestrzenią, która z dnia na dzień zaczęła nabierać kształtów i kolorów. Maja, jako główna sprawczyni całego zamieszania, od razu miała wizję wyglądu swoich czterech ścian. Styl w jakim poczuła się jak ryba w wodzie to vintage, który w konsekwencji zakradł się do każdego najmniejszego zakamarka jej poddasza. Ogrom rzeczy, które znajdują się we wnętrzu sprawia, że już na pierwszy rzut oka wydaje się ono bardzo dynamiczne. Większość z nich znajduje się na tle białych i jasnych ścian. Maja zastosowała ten zabieg, ponieważ chciała wyeksponować charakterystyczne kształty i barwy poszczególnych mebli oraz dodatków. Wszechobecna biel stała się idealnym tłem do zabawy kolorem. W każdym kącie znajduje się wyjątkowy przedmiot, który buduje niesamowity klimat, emanując spośród innych swoją wyrazistością: turkusowa ława w przedpokoju, czerwony regał w pokoju dziennym, różowa lodówka w kuchni, a także „król gabinetu” fotel w wielkie, kolorowe grochy. Maja w swoim powrocie do przeszłości nie boi się awangardowych zestawień, fantazyjnych form i starych detali. Najbardziej uwidacznia się to w kuchni, gdzie panuje istne vintage’owe szaleństwo. Maja zadbała tutaj o każdy szczegół – kubki, talerze, waga kuchenna, a nawet durszlak są jakby minutę temu zabrane ze stołu gospodyni z lat 60-tych. To wszystko jest przyprawione wręcz przemysłowymi lampami oraz charakterystyczną rurą okapową, które wprowadzają lekko industrialny klimat, natomiast różowa lodówka dodaje szczyptę pop-artowskiego smaku. Wszystko razem tworzy niezmiernie ciekawą całość, która sprawia, że „pichcenie” w takiej kuchni to prawdziwa przyjemność! Maja wręcz nie znosi kompletów, uważa że indywidualizm poszczególnych elementów sprawia, że mieszkanie wydaje się o wiele barwniejsze i ciekawsze. Jedyną skompletowaną rzeczą są krzesła w salonie, natomiast każdy pozostały przedmiot ma swoją odrębną historię i miejsce pochodzenia. Wszystkie elementy wyposażenia są tak dobrane, aby bez trudu mogły nagle zmienić swoją lokalizację, a czasami nawet kolor, dzięki czemu wrażenie nudy jest obce domownikom. Pomysły na nowe konfiguracje akcesoriów i kolorów powstają w głowie Mai w błyskawicznym tempie. Nawet w trakcie naszej kilkugodzinnej rozmowy Maja nagle doszła do wniosku, że musi zmienić kolor jednej szafki z brązowego na żółty, „bo przecież tak lepiej pasuje…”. Gadżety, które Maja zdołała nagromadzić często zahaczają o granicę kiczu, jednak udało jej się w tak perfekcyjny sposób uchwycić proporcje konstrukcyjne zarówno mebli, jak i innych pozostałych drobiazgów, że całość domaga się bezwarunkowego zachwytu!
Wszędobylskie szaleństwo
Głównym miejscem połowów Mai jest Internet. To stamtąd pochodzi większość unikatowych perełek. Allegro, E-bay oraz inne sklepy internetowe, to miejsca, do których Maja bardzo często zagląda, czasami ku drobnemu niezadowoleniu męża. Bartek kilkukrotnie wtrącił się podczas rozmowy mówiąc, oczywiście z zabawnym przekąsem, że już czasami gubi się w shoppingowym szaleństwie żony. Jednak pomimo męskich narzekań jest zadowolony z każdej kolejnej ładnej rzeczy, która od czasu do czasu wyląduje gdzieś na półce. „Skarbnicą dobrych rad” i wielką pomocą Mai jest zaprzyjaźniony stolarz, który zawsze informuje ją o nowym przedmiocie, który jest do odsprzedania, a właśnie miał odejść do lamusa. Takie znalezisko następnie przechodzi w jego rękach wielką metamorfozę i z zakurzonego rupiecia zmienia się w prawdziwą piękność, która jest gotowa na spotkanie z poddaszem. Świetną inspiracją są również liczne fora wnętrzarskie, zarówno te krajowe, jak i zagraniczne. Tam Maja prowadzi zagorzałe dyskusje i podpatruje przeróżne rozwiązania stosowane przez innych fanów i fanek stylu vintage. Kolejnym bardzo cennym źródłem „łowów” jest „Targowisko sztuki” na warszawskiej ASP, gdzie studenci sprzedają swoje prace, począwszy od malarstwa oraz grafiki tradycyjnej, poprzez ceramikę i biżuterię artystyczną na oryginalnych dodatkach kończąc. W całym mieszkaniu porozwieszane są prace młodych twórców, a nawet gdzie niegdzie można podziwiać autorskie obrazy Mai.
Recepta na odskocznię
Wehikuł czasu, w którym Maja zabrała całą swoją rodzinę do słodkich lat 60-tych sprawia, że ich życie dookoła jest barwne i na co dzień miło zaskakuje. Intensywne dni w pracy i przedszkolu, stres, warszawskie korki uliczne i ogólnie pojęty życiowy pośpiech, po przekroczeniu progu drzwi mieszkania w sekundzie ulatniają się jak kamfora. Co tu dużo mówić, poddasze jest wręcz po sufit nasycone bardzo pozytywną energią. Pewnie to tłumaczy dlaczego każdy z domowników przez cały czas ma taki ogromny uśmiech na twarzy.
Tekst: MARZENA NOWAK
Zdjęcia: ARTUR KRUPA