Bardzo podobają mi się różne meble (i nie tylko meble) – wykonane z palet i od jakiegoś czasu szukałam miejsca w naszym lokum, gdzie można by coś z palet wykombinować. Miejsce i pomysł się znalazło, ale zacznijmy od początku…
Początki bywają trudne, a w tym przedsięwzięciu nawet szczególnie, bowiem musiałam nakłonić tzw. Głowę Rodziny do uczestnictwa w kilku elementach projektu, z racji tego, że mój fantastyczny Mąż jest super-pedantyczny w sprawach typu: równo przyciąć, równo przywiesić, generalnie równo coś zrobić…
Pomocny okazał się Troublemaker, który idealnie wyuczony powtarzał Tacie: “ale Ty systko umies robić”, albo “Tatuś to systko potrafi”. To był generalnie strzał w dychę! 🙂
Kolejny krok polegał na przygotowaniu palet do malowania i tak:
1. zaciągamy drogiego Męża wraz z narzędziami w jakieś piękne okoliczności przyrody, gdzie w przeciwieństwie do mieszkania, lecące wióry nie stanowią problemu…
2. robimy deseczki na gładko (jak pupcia niemowlęcia)
3. pozbywamy się wiórów, wiórek, czy jak się je tam odmienia i przystępujemy do malowania…
4. malowanie palet to coś co kompletnie mi leży – zero pedantyczności, po prostu machanie pędzlem 🙂
Jest i Troublemaker!
5. koniec obcowania z naturą: wracamy do mieszkania i wykorzystujemy Męża do wywiercenia dziur i zawieszenia półek
6. organizujemy sobie przy półeczkach wraz z Gabi miły kącik
tymczasowo na półkach zamieszkały pluszaki i książki oraz gazety; docelowo będziemy je jeszcze dopieszczać różnymi akcesoriami i pomysłami 🙂
Tekst i zdjęcia: Dorota Gibowicz
www.zrobcodzienniecosfajnego.blogspot.com
Potwornie skomplikowana robota. Jeszcze powinien być opis, jak kupić paletę i przewieść ją.